POLSKI HEBAN.

    W górę rzeki ciągną się gęsty las tętniący swoim rozmaicie bujnym życiem. W dolinie przy brzegu w wysokiej trawie lis bezszelestnie skradał się coraz bliżej do nieświadomie kąpiących się kaczek. Ważka robiła kolejne koło nad krzaczastym brzegiem, wiewiórka zamykała już swoje zapasy na zimę. Dzięcioł jak zwykle łupał, a kornik umykał przed nim w swoich wygryzionych kanalikach, słysząc za sobą trzaski pękającego drewna. Małe nasionko dębu właśnie ukazało swój pierwszy pęd.


    Powoli wzbijało się ku górze poznając swoje otoczenie. W ciasnym lesie ciężko o przeżycie zwłaszcza młodym roślinom, ale nasze drzewko miało to szczęście, że wyrosło blisko brzegu rzeki i słońca było pod dostatkiem. Wilgotna gleba, bogata w minerały pozwoliła na dostatnie życie i prężne rozwinięcie korzeni, które z biegiem czasu i pod wpływem erozji lekko ujawniły swój kształt. Nasz dąb czuł z tego powodu lekkie zakłopotanie, ale szybko minęło, kiedy dowiedział się, że spodobało się to rosnącej obok brzózce.


    Mijały lata, zwierzęta odchodziły, przychodziły nowe, a drzewa rosły i przyglądały się temu dziwnemu oderwanemu od gruntu życiu.  Nasz prężny dąb splątał się z brzózką korzeniami. Tak jak kiedyś zleciał na ziemię tak teraz i on zrzuca swoje potomstwo na świat.


    Od pewnego roku jednak żołędzi zaczęło być mniej. Nadmierne wymywanie spod niego gleby przez rzekę, zabierało mu pożywienie i powoli obsuwało całego na bok. Brzózka, zauważając to, starała się bardziej oplatać go swoimi korzeniami. Jednak z roku na rok było coraz gorzej. Nasz dąb już praktycznie wisiał nad rzeką a zrozpaczona brzózka mogła już tylko się przyglądać.


    Pewną jesienią zebrało się na lekki deszczyk. Krople zaczęły uderzać o korę dębu i odbijając się wpadały do wody znikając natychmiastowo z nurtem rzeki. Połowa drzewa była już w wodzie. Zebrał się większy wiatr i chmury pokryły całe niebo. Padało przez tydzień, ale padało tak intensywnie, że rzeka poszerzyła swoją dolinę rzeki. Nasz dąb tego nie wytrzymał i runął cały do rzeki odpływając z prądem kilka metrów. Utkną zahaczając gałęziami i korzeniami o dno cały przykryty wodą. Brzózka zrozpaczona pozostała przy nowym brzegu z oberwanymi i nagimi korzeniami. Teraz ona była na skraju rzeki.


    Wody opadły, ale nie odsłoniły naszego dębu. Latami jeszcze nie raz przybierały i opadały. Niedaleko powstały wsie i przy rzece uformowała się droga. Z czasem woda tak opadła, że odkryła mnóstwo dziwnych czarnych kłód. Często przechadzający się tamtędy stolarz zaintrygował się ich barwą, zauważył, że część wystająca z wody, już lekko wyschnięta od słońca, nie traci koloru. Postanowił wyciągnąć jedną i wysuszyć by móc wykorzystać drewno o tak niespotykanej barwie w swoim warsztacie.


    Ta historia, choć zmyślona mogła gdzieś, kiedyś mieć miejsce, jak nie w całości, to na pewno któraś jej część mogła się wydarzyć. Setki lat przeleżane w wodzie, bagnie czy ziemi, przez zawarte w nich żelazo, zmienia kolor dębu w czarny. Niestety to, co dało mu tą niezwykłość też coś w zamian zabiera. Woda jest destruktywna i bardzo trudno jest się jej pozbyć z takiego wyłowionego kawałka. Większość pęka podczas suszenia, więc rzadko są to duże, całe kawałki, co czyni to drewno jeszcze bardziej cenniejszym. Po za tym tylko dąb może przetrwać tak długo w wodzie, inne drzewa, jak na przykład brzoza nie mają takich szans.


CZARNY DĄB


    Z czarnym dębem spotkaliśmy się dosłownie niedawno. Choć egzotyczne drewno już obrabialiśmy to swojego nie znaliśmy. Jego naturę ujawnił nam pan Sebastian, który dostarcza nam drewno. W pracowni Projekt Żywica wykorzystujemy go przede wszystkim do rzeźbienia gór, które później zatapiamy w żywicy. Po nadaniu odpowiedniego kształtu powstają piękne naszyjniki i kolczyki. Tworzymy również pasma gór w obudowie do pendrive’a, czy pięknej kostce dekoracyjnej.